Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski
332
BLOG

Rok Niechęci Do Ludzi (mowa jubileuszowa)

Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski Polityka Obserwuj notkę 42

Obchodzę Jubileusz, na który chciałbym Państwa dziś zaprosić. Minął mianowicie pierwszy pełny tydzień mojego życia w blogu.

 

A cóż to za jubileusz, ktoś zapyta, rocznica to co innego, ale tydzień? Nieprawda, czas w blogu pędzi dużo szybciej niż gdzie indziej, więc i rocznice skracają się do miesięcy, a może i tygodni. Tu wszystko rozwija się błyskawicznie: teraz napiszesz, za minutę to się ukaże, a już za pięć minut będziesz opluty. Od stóp do głów.

 

Tak więc moje jubileuszowe przemówienie będzie właśnie na temat tego oplucia. Jak Państwo zdołali zapewne zauważyć (a jeśli nie, to łatwo to sprawdzić pod moimi wcześniejszymi wpisami), moje felietony spotkały się tu z niezwykłą wręcz agresją ze strony wielu moich czytelników (sympatycy też byli, ale zdecydowana mniejszość). Nie skarżę się, nie narzekam i nie żałuję: nie jestem naiwną gimnazjalistką, w niejednym boju polemicznym uczestniczyłem z własnej woli i z otwartą przyłbicą, sam niejednokrotnie swoje opinie wyrażałem ostro, więc na niewinnego nie trafiło. A zatem absolutnie nie skarżę się – ale troszkę się jednak dziwię. A w każdym razie, mam materiał do refleksji, że tak powiem, socjologicznej.

 

Hipotezy są na razie trzy.

 

Pierwsza, najprostsza, to że ja po prostu tak dalece nie mam racji we wszystkim co tu piszę, że tylko ostry i bezkompromisowy odpór na moje wpisy może stanowić odpowiednią na to reakcję. Takiej hipotezy nie mogę wykluczyć. Być może tak właśnie jest, że np. Unia Europejska to jest straszne, złowrogie mocarstwo, które uczestniczy w nowym rozbiorze Polski; być może liberalizm to jest ledwo tylko zamaskowana forma despotyzmu; być może tolerancja jest ideałem zarówno groźnym jak i załganym, a zacierając granice między dobrem i złem prowadzi do nieszczęść; być może krytyka konkretnego ministra własnego rządu dokonana poza granicami kraju jest zdradą – to wszystko może być prawdą. Może też być prawdą to wszystko, co tu o mojej osobie napisano – być może jestem osobliwym połączeniem jakiejś nadzwyczajnej perfidii i przebiegłości z jednej strony, z piorunującą wręcz głupotą z drugiej, a na dodatek posługuję się kompromitującym moją uczelnię tytułem profesorskim, którego zresztą zapewne nie mam. Otóż być może to wszystko jest prawdą. Takiej hipotezy całkiem wykluczyć nie można – a mimo to, nie tłumaczyłoby to chyba stopnia gwałtowności reakcji na moje wpisy: te same treści można wyrazić przecież w formie dużo mniej agresywnej. A zatem może bardziej prawdopodobna jest…

 

…Hipoteza druga. Ma ona mniejszy związek z moją osobą a większy z samą naturą bloga. Jest to łatwy, szybki i bezpieczny sposób wypuszczenia swych złości i agresji w świat. Każdy z nas potrzebuje jakiegoś wentyla bezpieczeństwa dla swych emocji, a tylko niektórzy z nas mają regularne, publiczne możliwości ich ekspresji. Co więc ma zrobić ktoś, kto ma np. brzydką, złą i gadatliwą żonę, grubiańskiego szefa, niemiłych sąsiadów, pyskate dzieci? W blogu ktoś taki może anonimowo się wyzłościć, zwłaszcza gdy natrafi na kogoś, kto pod własnym nazwiskiem wyraża ipoglądy, które owego czytelnika rozdrażniają.

 

Druga hipoteza wydaje mi się niezbyt celna: moim oponentom jednak o coś istotnego chodzi, a ich wpisy, nawet najgwałtowniejsze, są prawie zawsze wyrażeniem pewnych opinii, z którymi można się nie zgadzać, ale którym należy się respekt. Gwałtowność, z jaką wyrażają swe opinie, wskazuje przecież na to, że naprawdę coś ich porusza, boli, obchodzi – w sprawach publicznych. W formie, jaką wybrali, realizują w istocie swą powinność obywatelską wyrażania opinii o sprawach publicznych. Piszę to naprawdę poważnie i bez cienia ironii: mam szacunek dla najagresywniejszych nawet moich oponentów, bo chce im się mówić o sprawach publicznych. Nawet, jeśli się wściekają, to wściekają się w sprawach ważnych. Ja też się często wściekam.

 

A zatem pora na hipotezę trzecią, najpoważniejszą i – moim zdaniem – jednocześnie najsmutniejszą. Otóż wydaje mi się, że gwałtowność debaty w blogowisku jest jakimś refleksem ogólnego klimatu naszego życia publicznego, którego wzorce przychodzą z samej góry. Nie, nie chodzi o mocne słowa, a czasem nawet niewątpliwe chamstwo tego czy innego polityka. Problem jest dużo głębszy. Oto dziś, w osiemnastym roku po upadku komunizmu, uwaga publiczna, kształtowana przez rządzących polityków i wielu sprzyjających im publicystów, jest nastawiona na roztrząsanie brudów, związanych z prawdziwą lub zmanipulowaną przeszłością. Energia klasy politycznej skierowana jest na ustalanie, kto kiedy splamił się błędem, grzechem, słabością lub małością. Jeśli ktoś był kiedyś ofiarą ubecji, której udało się go – w momencie jego rozpaczy, przerażenia, poczucia beznadziei – złamać i skłonić do niegodziwości, teraz będzie płacił za to stokrotnie – infamią, opluciem, kompromitacją w oczach rodziny i przyjaciół.

 

Co dzień inicjowane są przez historyków i publicystów nowe interesujące projekty badawcze z cyklu naukowego pod nazwą „Komu dziś dowalić?” Jakiś znany dziennikarz, jakiś ongi wybitny działacz Solidarności, jakiś prominentny ksiądz – ludzie, którzy od tego czasu tysiąc razy mogli dać dowody odwagi, inteligencji i uczciwości – dziś będą wezwani do tablicy przez tych, którzy za PRL-u nie ruszyli palcem (więc nie byli w zakresie zainteresowań ubecji) albo przez młodzież, która nie miała szansy powalczyć o wolną Polskę, bo urodziła się za późno. Dziś tamci ludzie – „żadne herosy ni olbrzymy”, ale zwykli ludzie, których kiedyś udało się oprawcom złamać – mają tłumaczyć się ze swoich starych grzechów. „Przebaczenie jest możliwe tylko jeśli wyznacie swoje winy” – słyszą od tych, którzy nie mają niczego wyznawać, bo nie zrobili w ogóle niczego. Polska ponoć będzie czystsza, lepsza, prawdziwsza, jeśli dowiemy się o każdym dawnym potknięciu każdej znanej osoby – a przy okazji wyjdzie, kto z kim spał, kto powiedział jakie wulgarne słowo, kto się brzydko upił, kto kogo zawiódł…

 

Polska jest dziś krajem, w którym niechęć do ludzi stała się polityką państwową: w debacie publicznej dominuje kwestia agrarna, czyli wdeptywanie ludzi w glebę. Przebaczanie, miłosierdzie, wyrozumiałość, wspaniałomyślność – okazują się cnotami głęboko niechrześcijańskimi, obcymi naszej kulturze. Stworzyliśmy instytucjonalne mechanizmy sączenia w nasze życie jadu, który będzie nasze życie publiczne truł przez całe lata. Zwracamy się coraz bardziej w przeszłość i nie spoczniemy, dopóki nie wywleczemy z niej każdej obrzydliwości, dopóki nasza małostkowość i podejrzliwość nie zostaną w pełni zaspokojone.

 To stało się dominującą treścią naszego życia publicznego. Takie wzorce promieniują. Więc co się dziwić, że i w tym blogowisku tyle złości i agresji?

Moje najlepsze wpisy: 1. Rękopis znaleziony w Kabanossie: "Obraz Salonu: sercem gryzę" 2. Trochę plotkarska opowieść o pewnej Damie (taka jak z Vivy lub T 3. Pawłowi Paliwodzie do sztambucha 4. Opowieść nowojorska 5. Sen 6. Książę, Machiavelli i pistolecik 7. Szatani, Biesy i Inni Demoni Pana Premiera 8. Prolegomenon do blogologii (Wykład Jubileuszowy) 9. Wyznania Salonowca 10. Salon Poprawnych 11. Szanowny Panie Rekontra (czyli druga spowiedź solenna, szczera, 12. Rok Niechęci Do Ludzi (mowa jubileuszowa) 13. Manifest tolerała 14. Spowiedź szczera, solenna, sobotnia 15. Anty-anty-polityka 16. Czynaście 17. Prawo i lewo naturalne 18. Król Maciuś I o Unii Europejskiej 19. O kulturze dyskusji 20. Moje obsesje

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka